Bieg Rzeźnika wg Janusza

wpis w: Imprezy biegowe | 0

Chciałbym zaprosić do przeczytania świetnego felietonu (tekst poniżej) naszego klubowego kolegi, Jasia Rupnika ze startu w jednym z najtrudniejszych biegów organizowanych w Polsce, jakim jest Bieg Rzeźnika (80 km w Bieszczadach). Nasz Klub miał aż sześciu reprezentantów: Andrzej Wojciechowski, Piotr Małek, Janusz Rupnik, Mariusz Rostek, Karol Suleja i Marcin Kurzawiński. Zapraszam do lektury.

 

” … Dlaczego raczej znowu nie pobiegnę w Rzeźniku, a zdecydowanie będę każdego namawiał by tam wystartował?


– Bo to naprawdę ciężki bieg i nie chodzi tu o to, że Rzeźnik przez lata uchodził za najtrudniejszy bieg w Polsce. Teraz są trudniejsze od niego w kraju, ale tak naprawdę to niczego nie zmienia….


– Bo tak namacalnie obcuje się tam z przyrodą i co Ci Bóg da, to musisz wziąć, a w czerwcu może Cię spotkać wszystko: kilkugodzinne ulewy, skwar, wiatr, parna zawiesina, czy przyjemny chłodek.


– Bo tak naprawdę odpowiedzialność, nie jest mierzona przebytymi kilometrami i upływającym czasem. Tam musisz zadbać, o siebie i partnera. Mimo, że bardzo, bardzo zależy Ci na celu, nie może on przesłonić Ci drogi.


– Bo start w Rzeźniku, nie zaczyna się z chwilą przebiegnięcia pierwszych metrów w Komańczy. To miesiące przygotowań już w okresie zimowym i całkowite zaangażowanie w to co się robi by nie zawieźć partnera z drużyny.


– Bo tam zawartości biegu w biegu jest niewiele. To raczej permanentny kilkunastogodzinny wysiłek całego organizmu. Oczywiście są tacy co biegną cały dystans, ale to już inna półka i myślę, że jest ich mniej niż 10% startujących.


– Bo to jeden z niewielu biegów w których biegnie się parami. No chyba, że komuś bardzo, bardzo zależy to pobiegnie w trójkę, a dobór partnera jest szalenie ważny, czy by to miała być żona, kochanka, przyjaciel, czy jeszcze ktoś inny.


– Bo oprócz tego, że to trudny bieg, ryzykujesz w nim nabawienia się kontuzji, bo podłoże jest kamieniste i mnóstwo nierówności, my ponadto startowaliśmy po kilkugodzinnych opadach deszczu i drogi w większości były w błocie.


– Bo marzenia się spełniają, trzeba tylko bardzo chcieć. I nie mówię tu tylko o swoich marzeniach. W tym biegu razem z nami startowała drużyna trzyosobowa „Ślepa Furia” w jej składzie biegł chłopak niewidomy. Widziałem go na 50km, jak leżał i myślałem, że to jego koniec. Tym bardziej tak myślałem, będąc już na mecie i wiedząc jaki wysiłek włożyłem w pokonanie tych ostatnich 30km. „Ślepa Furia” dobiegła na ostatnim miejscu i zdobyła najgorętsze brawa a ja do tej pory nie wiem jak Oni to uczynili.


– Bo momentami widoki dech w piersiach zapierają, choć nam trochę mgły zasłaniały.


– Bo jeśli czasem zapominasz co w życiu ważne, to tam podczas biegu możesz sobie o tym przypomnieć. Możesz tam znaleźć chwilę by pogadać ze sobą, a jak się już dogadasz ze sobą, a tym bardziej jak się ze sobą nie dogadasz możesz odnaleźć tam Boga. …”

 

Autor: Janusz Rupnik

Zostaw Komentarz